Masakra, panie dzieju! Nie gadali po próżnicy bywali w świecie dżentelmeni, że szaleństwo zaraźliwym być może. Prawdę gadali. Dopadło szaleństwo owo kuzynki, siostry, psiapsiuły, a na koniec i dziecięcia mego Mać. Po całym domostwie walają się owe papierki, słomki, koraliki chrzęszczą pod nogami, brokatem błyszczą wszystkie dywany, a smród lakieru przyćmiewa wszystko. Próbuję zaszyć się w jakim kącie, a i to co chwila wyciągają, przytrzymać, przepleść, farbą maznąć każą, w zbożnym dziele tworzenia SZTUKI uczestniczyć przymuszają. I to jeszcze hurtowo, bo przecież owe DZIEŁA trzeba powielić w ilości egzemplarzy równej wszystkim krewnym i znajomym Królika, coby i onych owymi kurzołapkami uszczęśliwić. Normalnie "u prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki", kurde, jak by to powiedział Ferdynand. Nie arcyksiążę, bynajmniej. Ciekawe, co napisałby Moniuszko, gdyby mu wszystkie siedziały na chacie. Już się zastanawiam, co to będzie na Wielkanoc...
No i wyszło szydło z worka (każdemu by wyszło, jak to gwarzyło Rycerzy Trzech). Wychodzi na to, że Hetman nasz najjaśniejszy służbę Królowi miłościwie nam panującemu wypowiedzieć się ośmielił. A Jego Majestat trwa w niemocy, acz dopóki Rzplita w potrzebie, a nieprzyjaciel w granicach, dopóty onego ze służby nie salwuje. Tym bardziej, że sam wszetecznych Komendantów na cztery wiatry rozgonił, a to na odległych stanicach osadzając, a to katu pod topór łby ichmościów zadać racząc, tak teraz hadko słuchać Miłościwemu Panu przestróg szambelanów o nadchodzącej Apokalipsie, a i podszepty półkrwi Księciunia i zauszników jego czujność Majestatu osłabiają... gorze nam, gorze, Waćpanowie...
(Takie tam wspomnienie przedświątecznego Okropieństwa...) Zaiste Złoty Wiek nastał - aczkolwiek chyba nie to dokładnie stary Owidiusz miał na myśli. Wybrałem się był ostatnio do Wielkiej Handlowej Galeryi ( nomen omen również ze słowem "złoty" w nazwie) - ot tak, połazić, popatrzeć, kupić może co na Święta, prezent jaki czy cuś... a gdzie tam! Już po kilku minutach osiągnąłem stan kompletnego kociokwiku, czyli coś pomiędzy "po co ja tu w ogóle wlazłem", a "zaraz mnie odwiozą do Tworek". Przed oczami migały czerwone sygnały ostrzegawcze, resztki rozsądku wrzeszczały "Uciekać!", a reszta mózgu pogrążyła się w stanie łagodnej katatonii, mrucząc pod nosem "a niech mnie ktoś dobije, mam dosyć, tak będę tu leżał...". Oprzytomniawszy nieco, zauważyłem co najmniej kilku osobników płci zbliżonej do samczej, z identycznie zidiociałym wyrazem twarzy jaki zakonotowałem u siebie po pobieżnej konsultacji z pierwszą napotkaną lustrzaną powierzchni...